Strach białego płótna

Od lat, odkąd fotografuję, nurtuje mnie jedno pytanie.

Jak to jest, być artystą malarzem?

Jak to jest, odnaleźć w sobie tę najczystszą zdolność widzenia? Nie ukrywać się przed otoczeniem, poczuć się jego częścią? Jak to jest nie bać się białego, pustego płótna?

My, fotografowie, nie mamy tego problemu. Odpowiednio dobrana ekspozycja, jedno naciśnięcie migawki i oto mamy kadr wypełniony w pełni obrazem. Oczywiście należy włożyć wiele pracy, aby dane ujęcie było tym właściwym. Ale nie mierzymy się z problemem białego płótna.

Towarzysząca mi od lat myśl wyrobiła we mnie pewnego rodzaju zachwyt, przejawiający się pasją w podglądaniu twórczości malarzy, grafików i ilustratorów. Tym razem postanowiłem pójść o krok dalej. Przyjmując zaproszenie od przyjaciela, Dominika Jasińskiego, niezwykle utalentowanego malarza nowego pokolenia, postanowiłem zabrać ze sobą w podróż aparat z obiektywem szerokokątnym oraz podróżny statyw.

Dlaczego nie zabrałem ze sobą całego sprzętu fotograficznego? Przecież mógł się przydać. Powodów jest co najmniej kilka. Lubię trenować oko, szukając jedynie kadrów wymuszonych przez posiadany sprzęt. To dobre ćwiczenie, które w przyszłości pozwala na wykonanie właściwych ujęć w każdych warunkach, dowolnym obiektywem. Jest także inny, bardziej pragmatyczny powód. Leciałem samolotem, miałem jedynie bagaż podręczny, zatem zależało mi na ograniczeniu zabieranej liczby przedmiotów.

Po dotarciu na miejsce natychmiast zdałem sobie sprawę z tego, co będzie moim głównym motywem fotograficznym: przepięknie usytuowana pracownia artysty na zboczu niewielkiego wzniesienia. Szybkie rozeznanie w internecie dało mi garść podstawowych informacji. Słońce zachodzi o 18:15, zmierzch astronomiczny nastąpi o 19:49, księżyc w trzeciej kwarcie wschodzi o 21:38. Noc będzie bezchmurna. Pomyślałem: świetnie, na nocne zdjęcia z gwiazdami mam około dwóch godzin.

Kompas wskazał mi północ, na prawo od głównego przeszklonego wejścia do pracowni, co było niezwykle ważne z punktu widzenia planowanego ujęcia. Na północy znajduje się Gwiazda Polarna, najjaśniejsza w gwiazdozbiorze Małej Niedźwiedzicy. Nie jest to najjaśniejszy punkt nocnego nieba, zajmuje dopiero 48. miejsce pod względem jasności, jednak jej cechą charakterystyczną i niezwykle atrakcyjną w nocnej fotografii jest to, że niemal nie zmienia położenia w ciągu nocy. Mówiąc w uproszczeniu: inne gwiazdy krążą wokół niej. Z tej cechy przez wieki korzystali marynarze posługujący się astronawigacją w znajdowaniu kierunków świata oraz określaniu szerokości geograficznej.

Zamierzałem tak kadrować zdjęcie, aby Gwiazda Polarna znajdowała się w prawej części kadru. Przy wykonywaniu nocnego zdjęcia skorzystałem z dwóch interesujących funkcji aparatu. Opóźniłem wyzwolenie migawki o 8 sekund, korzystając z funkcji Anti-Shock, co ograniczyło wibracje i drgania spowodowane dotknięciem aparatu przeze mnie. Druga, o wiele ważniejsza funkcja w tym przypadku, to fotografowanie z fotomontażem na żywo, czyli kompozycja jasnych i ciemnych obszarów. Instrukcja w moim  Olympus OM-D E-M1 Mark II w opisie tej funkcji informuje, iż można skomponować jeden obraz ze zdjęć robionych podczas obserwowania jasnych błysków światła, na przykład sztucznych ogni lub gwiazd, bez zmiany jasności tła. W praktyce wygląda to tak, że wykonałem jedno dwudziestosekundowe poprawnie naświetlone ujęcie:

Następnie aparat wykonał blisko 180 kolejnych podobnych ujęć, dokładając do tego pierwszego jedynie jasne błyski światła w miejscach, w których nie było ich na pierwszym ujęciu. Cała operacja odbywa się w trybie podglądu na żywo, co zwiększa kontrolę nad wykonywaną fotografią. Warto wykonać przed właściwym ujęciem także ujęcie prześwietlone, aby w pełni skontrolować to, co ukrywa się w półcieniach kadru.

W moim przypadku umożliwiło mi to uniknięcie poletka kukurydzy po lewej stronie, hałdy piachu oraz poświaty miasta odbijającego się w chmurach tuż nad horyzontem po prawej stronie kadru, co poglądowo załączam.

A efekt końcowy? Proszę bardzo:

Po zakończonym zdjęciu nocnym wszedłem oczywiście do środka pracowni malarskiej Dominika Jasińskiego, gdzie w ramach oswajania strachu przed białym płótnem nagrałem film poklatkowy, składający się z 787 zdjęć. Idea była podobna jak w fotografii nocnej — wiele pojedynczych zdjęć, z tą drobną różnicą, że poszczególne ujęcia po montażu wewnątrz aparatu następowały jedno po drugim, tworząc poklatkowy film (10 ujęć na sekundę). Ale to opowieść na zupełnie inny raz.



Artykuł oryginalnie ukazał się na Fotoblogii

Using Format